Przed bramą wejściową cmentarza katolickiego dostrzegłam klęczącą kobietę z dwojgiem dzieci w wózku. Przystanęłam na chwilę. Jest 1 listopada, pogoda dopisała, więc mija mnie wiele osób. Mnie oraz tę romską rodzinę proszącą przechodniów o pieniądze. W ciągu kilku minut nikt się nie zatrzymuje, ale jakieś monety leżą już w plastikowym pudełku. „Oni tutaj co roku starają się zarobić”- zwraca się do mnie młody chłopak z dużym zniczem w ręku- „ widzi pani tę piękną czarną furę, o, tam za płotem? To tam wsiądzie, kiedy większość z nas się przewinie przez cmentarz”. Akcje charytatywne mogą przynieść wiele dobrego o ile wiem, komu tak naprawdę chcemy pomóc.
Kilkanaście kilometrów dalej sytuacja powtarza się. Jednak dla odmiany, ze śpiącym dzieckiem siedzi na krawężniku młody mężczyzna. Nie przepuszcza nikomu, więc zniecierpliwiona odwracam wzrok. To nie jest jednak właściwa reakcja. Wspominała o tym Janina Ochojska w jednym z wywiadów dla Gazety Wyborczej. Podobno, najłatwiej jest właśnie odwrócić wzrok lub po prostu wrzucić drobne, które mamy pod ręką. Jednak ani jedno ani drugie rozwiązanie nie jest dobrym wyjściem z sytuacji. Wyrazimy tym jedynie naszą obojętność, którą nie zmienimy niczyjego życia na lepsze. Bo czy w takich sytuacjach interesuje nas to, co stanie się z naszymi pieniędzmi? Jak chcielibyśmy sprawdzić, że zostaną wydane zgodnie z naszymi intencjami?
Aktualnie można angażować się charytatywnie na wielu płaszczyznach: od tych najbardziej tradycyjnych- wolontariat, zbiórka pieniędzy lub innych potrzebnych dóbr, po te naznaczone duchem czasu: przez Internet- klikając, wpłacając datki lub nagrywając filmiki internetowe wg określonego schematu.
„Błagam! Idźcie sobie lepiej zbadać cycki, a nie wypisujcie te bzdurne informacje o tym, gdzie kładziecie swoje torebki”
– irytuje się moja znajoma, gdy widzi iż kolejny raz fala tego „łańcuszka” przelewa się przez portal społecznościowy-
„czy któraś z nich w ogóle zauważa bezsensowność całej tej akcji? Irytuje mnie to jeszcze bardziej, niż głupie marnowanie wody w tym całym splaschu”
– dodaje. To jak to w końcu? Marnowanie wody czy ciekawa inicjatywa, która pozwala na zebranie większych funduszy na walkę z chorobą?
Niebawem ruszą jedne z największych akcji charytatywnych w Polsce, ale już w okolicach października na nowo „ożywają” dyskusje o słuszności niesionej w ten sposób pomocy. Zdania, choć podzielone, niosą pewien obraz społecznych przekonań i stopień zaufania w uczciwość organizatorów akcji oraz samych odbiorców darowizn. Zdarza się, że chcemy się angażować, ale nie zawsze wiemy jak. Nie mamy też czasem możliwości by dotrzeć do osób najbardziej potrzebujących w naszej okolicy, zatem chętnie dołączamy się do zorganizowanych już zbiórek, lub przelewamy pieniądze na konto wybranej organizacji lub fundacji. Tylko od nas samych zależy czy zrobimy to bezrefleksyjnie, czy wcześniej zasięgniemy czyjejś opinii by dokonać świadomego wyboru.
„Spójrz sobie proszę w wolnej chwili na ten artykuł”
– pisze do mnie jedna z wolontariuszek m.in. Szlachetnej Paczki. Właśnie ruszyła zbiórka prezentów świąteczno-mikołajkowych dla dzieci z najuboższych rodzin w pobliskim mieście. Lista jest bardzo zróżnicowana- można w niej znaleźć nie tylko niezbędną odzież zimową, ale również markowe zabawki oraz akcesoria.
„Szczerze mówiąc czytając o tych „potrzebach” mam duże wątpliwości, co dla kogo znaczy bieda”
– dodaje-
„bo marząc o grze na XBOXa czy pamięci do Play Station mniemam, że w domu jest konsola… a to już dla mnie jakoś wyklucza poziom biedy… dzieci z paczek, które przygotowywałam marzyły o kredkach czy piórnikach, albo bilecie do kina… o grze na konsolę nie, bo nawet nie marzyły o konsoli”.
Potencjalni darczyńcy zauważają przepaść pomiędzy marzeniami dzieci z różnych rodzin czy potrzebami, które deklarują rodziny potrzebujące. Na forach podejmujących tematykę akcji Szlachetnej Paczki komentujący nie kryją się ze swoimi spostrzeżeniami. No, bo jak to, w domu nie ma pieniędzy na podstawowe potrzeby, ale komputer jest obowiązkowym wyposażeniem pokoju dziecka? Czy to jest więc inna bieda? Gdzie przebiega jej granica?
„Moja koleżanka jest wychowywana przez swoją ciocię- w układzie rodziny zastępczej”- odpowiada mi uczennica pierwszej klasy Liceum- „ma kontakt z Domem Dziecka ze swojego miasta, bo przez pewien czas tam przebywała. Każdego roku spotyka się z wszystkimi na Święta. W tym okresie, ofiarodawcy przynoszą często zabawki, darczyńcy fundują inne rzeczy, które, jak twierdzą powinny ucieszyć wychowanków. I to jest wszystko super, ale wiesz, czego te dzieci najbardziej potrzebują? Majtek i skarpetek”
– kwituje.
„Jak sama widzisz punkt widzenia (i pomagania) zależy od punktu siedzenia (i wewnętrznych przekonań) Jeden wesprze schronisko, bo kocha psy, a o Owsiaku powie, że to złodziej…”
– komentuje Adam. Od urodzenia choruje na dziecięce porażenie mózgowe, ale stara się wspierać inicjatywy charytatywne tak, jak tylko może i potrafi.
„Można spokojnie stwierdzić, że WOŚP to wielkie zimowe święto, które już dawno „rozpełzło” się po świecie. Fajne koncerty, kampanie uczulające ludzi na pewne kwestie (walka z cukrzycą, nauka udzielania pierwszej pomocy itd.), ale przede wszystkim świadomość, że rokrocznie Jurek Owsiak wyposaża polskie szpitale – zarówno te dziecięce, jak i od niedawna geriatryczne. Ludzie przychodzą posłuchać muzyki, kupić gadżet z autografem. A wrzucając grosz do skarbonki mówią „dzieciom trzeba pomóc”, albo „mój syn/córka żyje dzięki sprzętowi z serduszkiem – spłacam dług wdzięczności”.
Więc w tym przypadku pomagamy trochę „na zapas” i niejako trochę dla siebie – nigdy nie wiadomo, czy moje dziecko nie wyląduje w szpitalu. Niech specjaliści mają najlepszy sprzęt”.
Pomimo niewątpliwie pozytywnych aspektów w niesieniu pomocy zarówno dla darczyńcy jak i obdarowanego, niestety widzi się również niedopracowania w całym zorganizowanym systemie pomocy charytatywnej. O czym głównie się mówi? O złych intencjach organizatorów czy osób zgłaszających się po pomoc, o nieuczciwości osób pracujących przy gromadzeniu pomocy materialnej, czy po prostu o kiepskim rozeznaniu w prawdziwej sytuacji materialnej osób i rodzin objętych programem pomocy. O ile nie zniechęca to potencjalnych ochotników, którzy starając się oddzielać „ziarna od plew” działają dalej, o tyle szkoda każdej chętnej pary rąk do pomocy, zniechęconej zderzeniem z twardą rzeczywistością.
„ W sumie, to jeszcze do niedawna nie wahałem się sięgnąć po portfel, kiedy ktoś z bliskich lub zupełnie nieznajomych osób potrzebował doraźnej pomocy. Ale niestety kilka razy też się sparzyłem, dlatego aktualnie jestem dość powściągliwy, jeśli chodzi o pomoc nieznajomym”
– komentuje właściciel dobrze prosperującego przedsiębiorstwa-
„Nie lubię, kiedy się mną manipuluje. Dlatego uważam, że pomoc materialna rodzinom wielodzietnym, u których się nie przelewa a na dodatek któryś z rodziców ma problem alkoholowy na dłuższą metę nie ma żadnego sensu. Tutaj już państwo i odpowiednie instytucje państwowe powinny wkroczyć i zając się rodziną w takim stopniu, aby te rodziny mogły wyjść na prostą a nie produkowały następne pokolenia patologiczne. Bo jaką ja mam mieć pewność, że taki popijający tato, po prostu nie sprzeda pralki, którą ja w dobrej wierze im zakupię?”
– Irytuje się. Rozczarowały się również wolontariuszki Szlachetnej Paczki z województwa śląskiego, które już od kilku lat angażują się zarówno w akcje zorganizowane jak i podejmują własne inicjatywy. Obie przyznają, że pomimo bardzo pozytywnych doświadczeń z każdej tego typu akcji, nie zawsze było kolorowo.
„W Szlachetnej Paczce, niestety, ale research nie jest prowadzony jakoś wybitnie dogłębnie. Ja sama moją rodzinę sprzed 2 lat znalazłam na Facebooku, gdzie wśród zdjęć dominowały zdjęcia z alkoholem i z automatów do gier. Wolontariusze bazują na tym co „usłyszą” od rodziny (poza pewnie sprawdzeniem jakiś dokumentów formalnych)”
– opowiada pierwsza z nich.
„ Zdarzają się rodziny, które mają „ale”, że dostały np. używaną kurtkę a nie nowa z Adidasa. W takich momentach podcina się skrzydła osobom, które taką paczkę organizują”
– dodaje druga.
„Największym szokiem negatywnym była dla nas rodzina, gdzie kobieta zażyczyła sobie kostki do zmywarki i talon na paliwo…. A trafiła do wykazu rodzin z Caritasu, bowiem chodziła do kościoła po jedzenie dla potrzebujących. Nie oceniam, bowiem nie wiem, co dokładnie wydarzyło się w tej rodzinie”.
Dziewczyny opowiadają o jednej ze swoich inicjatyw, której poświęciły wiele swojego czasu i energii, a w którą zaangażowało się wielu ich znajomych oraz przyjaciół. Skończyło się konstruktywnymi wnioskami oraz cenną lekcją na przyszłość- by już nigdy więcej, nie angażować się emocjonalnie.
Po ukończeniu akcji Szlachetnej Paczki postanowiły nie poprzestawać w pomocy dla samotnej matki ze swojej okolicy. Miała ciężką sytuację finansową, dlatego postanowiły, że pomogą jej wyjść na prostą i stanąć na „własnych nogach”. Dziewczyny utworzyły wydarzenie na Facebooku i wkrótce ruszyła machina pomocy.
„Uzbieraliśmy pokaźną sumę pieniędzy, by naprawić jej zęby, które były w opłakanym stanie. Wskazałyśmy jej dentystę, początkowo ją nawet do niego woziłyśmy, jednak nigdy nie dostała od nas pieniędzy. Wcześniej umówiłyśmy się z dentystą, że będziemy robić przedpłatę za leczenie zębów tej dziewczyny. Szybko znalazłyśmy osobę, która opiekowała się dzieckiem tej dziewczyny, gdy ta chodziła do dentysty, lub na bezrobocie. Umówiłyśmy się w POIK (Podbeskidzki Ośrodek Interwencji Kryzysowej) z psychologiem w jej sprawie. Później sama miała tam spotkania z psychologiem, radcą prawnym”
– opowiadają.
„Byłyśmy dość cierpliwe, nawet, jeśli nie wykazywała żadnego zaangażowania ze swojej strony. Kalkulowałyśmy to na chłodno, że widocznie takie zachowanie dla niej jest czymś normalnym”.
Wolontariuszki z czasem nabrały podejrzeń, co do uczciwości dziewczyny, dlatego przeprowadziły własne dochodzenie i tak udało im się spotkać z pracownikiem socjalnym swojej „podopiecznej”.
„To pracownik otworzył nam oczy na to w ilu kwestiach dziewczyna nas oszukiwała. Pracownik mówił, że dwa dni temu dostała pieniądze z MOPSU, a ona twierdziła, że dopiero dostanie za 2 tygodnie i nie ma teraz z czego żyć. Mieszkała w kawalerce w bloku, więc zaproponowałam jej któregoś dnia, żeby popytała po sąsiadach, rozwiesiła kartki, że chętnie upiecze ciasto, popilnuje dzieci, czy umyje okna. Zawsze by coś znalazła, nawet, jeśli miałaby dostać 5 czy 10 zł zawsze to było kilka złotych na chleb. Jednak bardzo się oburzyła na mnie wtedy”
-opowiada wolontariuszka. Pomimo zaangażowania samotna mama nie potrafiła skorzystać z ofiarowanej jej pomocy. Nie przychodziła na wcześniej umówione rozmowy kwalifikacyjne, nie wykazywała żadnej inicjatywy, i co gorsze, wykazywała coraz bardziej postawę roszczeniową.
„Pracownik socjalny mówił, że ona jest na granicy niepełnosprawności umysłowej – wynikającej z zaniedbania. Nie odróżnia dobra od zła, kłamie”
– podsumowują. Dziewczyny odcięły się od dalszego udzielania pomocy w taki sposób, a druga strona również nie szuka kontaktu.
„Dziewczyna pracuje teraz w zieleni miejskiej i rano zamiata ulice w okolicach zamku. Codziennie chodziłam swego czasu tamtędy na nogach. Ani razu nie odpowiedziała mi na „cześć”. Odwraca głowę, udaje, że nie widzi, że nie zna”
– dodaje jedna z nich.
Niezrażone przykrymi doświadczeniami, wolontariuszki postanowiły również zorganizować pomoc przed Świętami Wielkanocnymi. Padło na Ośrodek Pomocy Społecznej prowadzony przez siostry zakonne w pobliskiej miejscowości. Po finale Szlachetnej Paczki pozostało im jeszcze wiele rzeczy, które nie pasowały do profilu potrzeb żadnej z wybranych rodziny. Przy okazji dodatkowej zbiórki artykułów pierwszej potrzeby, darczyńcy okazali się bardzo hojni, bo kantorek przeznaczony do zbiórki szybko się zapełniał.
„Przyłączyła się do nas jedna z sal zabaw, gdzie bilet wstępu kosztuje 10 zł., a właścicielka zaproponowała, żeby było tak, że kto przyniesie coś z „darów” ma darmowa wejściówkę”
– opowiadają. Niestety, okazało się, że potrzebnych artykułów przyniesiono niewiele a cała reszta w wielu przypadkach okazała się odzieżą i zabawkami, które nie nadawały się już do użytku.
„To jest smutne w tym wszystkim, że ludzie myślą, że pomagają i mają „czyste sumienie” i poczucie, że zrobili dobry uczynek, a to niestety często przypomina porządki w szafie i pozbycie się gratów. Przykre jest to, że podczas takich zbiórek wiele ludzi urządza sobie czystkę szaf…. Mnóstwo czasu zajmuje nam segregowanie ubrań i wyrzucanie tych, które są tak zdarte, że nawet biedniejsza osoba nie powinna w tym chodzić. Ostatnio trafiły do nas tez ubrania poplamione krwią, nawet nieprzeprane…”.
Wolontariuszka podkreśla jednak, że na pewno nie chce nikogo zrazić do pomagania. Zależy jej jedynie na tym, aby ludzie zrozumieli, że nie można dawać brudnych, starych rzeczy, bo to musi być godne obdarowanej osoby.
Adam nie ma złudzeń, że wśród osób zakwalifikowanych do otrzymania pomocy, znajdą się i tacy, którzy będą chcieli wykorzystać sytuację.
„Przysłowiowy Pan Mieciu uczciwej pracy się nie chwyci (no, bo jak to – zamiatać ulice, ja?), ale doskonale wie ile kosztuje wino marki Jabol, i w jakich godzinach działa Bank Żywności. Staje tam codziennie po bochenek chleba, albo miskę zupy, no, bo przecież on taki biedny, bezdomny…”
– komentuje. Wiedza ta jednak nie niszczy jego motywacji do działania.
MOCNE STRONY
Dziewczyny zgodnie podsumowują, że absolutnie się nie zraziły i wymieniają wiele pozytywnych stron działalności, w którą się angażują. Widzą potrzebę pomocy w wielu miejscach i ani trochę nie wątpią w jej słuszność. W tym roku również zamierzają zaangażować się w Szlachetną Paczkę, bo sama akcja w ich odczuciu przynosi wiele pozytywnych zmian. Wybrały również miejsca, gdzie zamierzają zaangażować się indywidualnie. Jedna z nich wspomina dla odmiany wybraną również w poprzedniej edycji rodzinę, w której młoda wdowa w ich wieku wychowywała dwójkę dzieci.
„Została bez środków do życia, bowiem nie pracowała, a zanim przyznano jej jakąś rentę po mężu wszystkie oszczędności zdążyły się skończyć. Co prawda mieszkała z rodzicami, ale im także się nie przelewało. (jeśli dobrze pamiętam, któreś z rodziców było chore). Do niej powędrowała kuchenka, środki czystości, żywność, ubrania. Od wolontariuszki wiemy, że stanęła na nogi, znalazła pracę i jakoś układa sobie życie”
– cieszy się.
„W międzyczasie znalazłyśmy tez dziewczynę, matkę z dzieckiem, która też żyje bardzo biednie, bez pracy i jej też zaczęłyśmy pomagać”- kontynuuje.” U niej fajne jest to, że wszystkie ubranka, które ma małe od razu pakuje i przekazuje komuś dalej, zawsze ma łzy wzruszenia w oczach, gdy jej coś podarujemy”. „Trzeba pamiętać, że pomoc musi być „mądra”, nie może być wyręczaniem kogokolwiek z obowiązku samodzielnego utrzymania się”
– podsumowują.
Wolontariuszki wymieniają również inne pozytywne aspekty swojej działalności. Pierwsza wspólna akcja Szlachetnej Paczki przerosła ich najśmielsze oczekiwania, bo okazało się, że ludzie bardzo chętnie pomagają, ale czasem mogą mieć obawy związane z oczekiwanym dokończeniem podjętego się zadania. One też były pewne obaw, gdyż wśród pilnych potrzeb potrzebujących znajdował się również sprzęt AGD. Okazały się jednak bezpodstawne a w roli koordynatorek swoich zbiórek świetnie sobie poradziły. Bardzo szybko znaleźli się sponsorzy a one same zebrały tyle darów, że mogły obdarować o wiele więcej rodzin. Co więcej?
„Można poznać ciekawych ludzi, którzy wskażą kolejne osoby, które mogą pomóc, albo którym można pomóc”- wyliczają- „a organizacja takiej akcji ładuje pozytywnie akumulatory osób, które tę pomoc organizują”.
Adam z kolei zaangażował się w pomoc kilkunasto miesięcznemu chłopcu, który aktualnie pilnie potrzebuje funduszy, na trzecią już operację serduszka.
„Nie mogę (czy może nie chcę) pomagać całemu światu, ale właśnie to jedno konkretne życie pomogę uratować. Działa to na psychikę jak jasna cholera. Świadomość tego, że m.in. dzięki mnie ten chłopczyk, będzie żył, rósł, uczył się… Z Jego mamą, złapałem naprawdę fajny kontakt – odpisuje na Facebooku, wie co nieco o mnie… Najprawdopodobniej nigdy nie będę ojcem, więc może dlatego w jakimś malutkim stopniu czuję się odpowiedzialny za tego chłopca – wysłałem Mu kartkę na 1 urodziny, zabawię się w Mikołaja w grudniu…Tak po prostu…”
– opowiada. Po chwili zastanowienia dodaje:
„Nasze społeczeństwo nie jest kryształowe. Niejeden pokombinuje, i wpłaci darowiznę na Fundację X, bo może się wywinie fiskusowi, albo inny post-wołomiński mafioso założy Stowarzyszenie Pomocy Bezdomnym Dżdżownicom, żeby wyprać grubą kasę… Ale ja wierzę jednak w to, że w większości nie jesteśmy tacy najgorsi. Może nie szczodrze (bo z czego?), ale z serca pomagamy. Bo jak powiedział klasyk: „Bo jak ktoś komuś coś, to choćby niewiele, ale zawsze, a jak nikt nikomu nic to stoisz jak ten goły na rogu stodoły”.
Autorka: Edyta Mańdok-Mencnarowska
Przed nami czas przedświąteczny, kiedy akcje charytatywne to codzienność. Ludzie wtedy bardziej, i chętniej pomagają. A pomagać WARTO. O ile wcześniej sprawdzimy, KOMU tak naprawdę pomagamy!
Mega artykuł, porusza bardzo ważny temat!!
Zgadza sie. Nie zlicze ile razy pomoglem nie tym co trzeba, szkoda ze przez to cierpią ci naprawdę potrzebujący.
Dlatego najlepszym sposobem działalności charytatywnej jest działać bezpośrednio. Pośrednicy a takich akcjach, nie mówię, że wszyscy, ale na pewno część z nich nadużywa swojej pozycji, powstaje marnotrawstwo, często wtedy pomoc nie dociera tam gdzie miała dotrzeć.