Choć z wykształcenia jestem polonistką, zawodowo prowadzę warsztat rzeczy (nie)pospolitych. Zawsze chciałam coś wytwarzać, gen rzemieślnika mam po dziadku:) A na tak postawione pytanie, moje siedmioletnie dziecko odpowiedziałoby: mama szyje poduszki, odnawia stare meble i pisze 🙂
Pierwszy raz, świadomą sympatię do designu sprzed lat poczułam dekadę temu, przy innym projekcie. Zaczęłam czytać, oglądać, obserwować innych amatorów vintage. Renew, remade, reuse, repair – te pojęcia zaczęły być mi bliskie. Kiedy poznałam Krzysztofa, mojego męża, szybko zorientowałam się, że sami też możemy coś zaproponować. W 2010 roku pojawił się pierwszy, znaczący wpis na blogu: Stop recycling. Start repairing. (Platform21) To był wyraźny przekaz, że warsztat twórczego naprawinia właśnie został otwarty.
Inspiruje mnie wszystko: przyroda, ludzie, technologie,literatura, sztuka, moda, design, historia itp. Nigdy nie wiem co będzie impulsem do kolejnego projektu. Mój styl ujawnia się na styku klimatu retro i nowoczesności. Jest wyrazem szacunku do historii i poszukiwaniem nowych estetyk.
To zależy. Aktualnie projektuję kolekcję VINTAGE FIELDS zainspirowaną przecudownymi tkaninami brytyjskiego studia projektowego Parris Wakefield Addition. Nieustannie o niej myślę, szukam odpowiednich modeli foteli i krzeseł, potem przymierzam i upinam – zupełnie jak w zakładzie krawieckim. Kiedy jestem zadowolona z efektu – zaczynamy twórcze naprawianie:) Ciekawym doświadczeniem jest realizacja zamówień indywidualnych. Bywa tak, że pracuję długie godziny przy maszynie do szycia, a także szlifuję i maluje meble. To jest jednak tylko część moich obowiązków. Jest jeszcze druga strona – prezentacja. Wszystkie pomysły trzeba pokazać, dlatego też kolejne godziny fotografuję (stylizacje są równie ciekawym jak i męczącym zajęciem) i opracowuję zdjęcia. Wszystkie są mojego autorstwa.
Pamiętam:) Pierwsze dwie rzeczy, które zrobiliśmy, zanim oficjalnie otworzyliśmy pracownię to fotel Chierowskiego (fot.1) i krzesło z Radomskiej Fabryki Maebli (fot.2). Tkaniny vintage znalazłam na pchlim targu, meble gdzieś na strychu, a zaprzyjaźniony fachowiec wykonał dla nas tapicerkę. Sami naprawiliśmy drewno (ja) i metal (Krzysztof). Od tamtej pory wiele się zmieniło.
Pracownia to pasja, to miłość do rzemieślnictwa, to radość z pracy dla innych. Konsekwentnie prowadzę ją w kierunku profesji. To nie jest łatwe zadanie. Jestem mamą dwóch córek w wieku 4 i 7 lat. To na nich skupiam swoją uwagę. Wkrótce jednak kończę urlop wychowawczy. Dzieci rozumieją już, że mama pracuje, nawet są z tego dumne. Mam nadzieję, że już niedługo Pracownia Reborn będzie pełnoetatowym zajęciem. Dziś jest to mikrofirma z potencjałem.
Moim marzeniem jest stworzyć miejsce wyjątkowe, wyróżniające się na tle innych stylem, osobowością, zasobem materiałów i fachowością wspieraną cudownymi rzemieślnikami. Chcę niezależnie od mody, panujących trendów zbudować warsztat, który na pierwszym miejscu stawia indywidualne potrzeby estetyczne klienta.
Polecam bycie konsekwentnym i zdeterminowanym. Aby pasja mogła stać się profesją potrzeba pokory i ciężkiej pracy nad sobą. Dobrze jeśli mamy wsparcie. Moim są mąż, przyjaciele i mama:) Działalność założyłam mając na koncie 3 tys. złotych. To bardzo mało. Od tej chwili minęły 2 lata i nie zawsze udaje się wypracować wynagrodzenie, choć wartość warsztatu wzrosła znacząco. Jeśli nie masz pieniędzy na start, musisz zainwestować dużo czasu i cierpliwości. Ale sam kapitał początkowy sukcesu nie gwarantuje.
Zapraszamy do odwiedzenia Pracowni REBORN, gdzie każdy z pewnością znajdzie coś dla siebie!