Ostatnio sama myślałam o tym, jaką transformację przeszła blogosfera. Ja jestem starym blogerem (nie tylko z racji mojego wieku ;)) Tosinkowo prowadzę od ponad 6 lat, a nie jest to mój pierwszy blog. Gdy zaczynałam przygodę z blogowaniem, blogi najczęściej miały formę pamiętnika. Takie „zapamiętywajki” ulotności codziennej. Mój był podobny. Pisałam głównie o tym co czuję, a że dzieci były i są największą miłością mojego życia, nieświadomie zafiniszowałam w parentingu :)Gdy zaczynałam pisać, nie myślałam o kategoriach, czy przynależności. Pisałam, bo kocham pisać. Po prostu. Dla siebie, dla rodziny, a zwłaszcza dla dzieci – na pamiątkę. Oczywiście wtedy, tak jak dziś miało się swoich wiernych i wierniejszych czytelników. Nie było natomiast sponsorowanych spotkań blogowych, współprac, a co za tym idzie, nie było również konkurencji. Mam wrażenie, że blogosfera była jedną wielką rodziną. Dziś z tym różnie. I choć ja mam to szczęście, że spotykam naprawdę fenomenalne blogerki, to zauważam zmianę w blogosferze, nie zawsze niestety na korzyść. Blogi stały się miejscem zarobkowania, a tam gdzie w grę wchodzą pieniądze, wkrada się często wyrachowanie. Nie mam nic przeciwko zarabianiu na własnym blogu, ba! sama to przecież czynię, ale nie wyobrażam sobie, że mogłabym założyć bloga, wyłącznie z nastawieniem na zysk. Blog po pierwsze jest moją odskocznią, po drugie miejscem, które kocham, a dopiero potem platformą dzięki której mogę zarobić. Ja z blogiem żyję. Blog towarzyszył mi przy narodzinach dzieci, był ze mną w największych wzruszeniach, czy smutkach – nie mógłby być zatem tworzony pod publiczkę. Musi być ze mną spójny. Zapewne fakt, że powstał wiele lat temu, gdy bloga zakładało się wyłącznie z miłości do pisania, sprawił iż jest prawdziwy. Dziś, dzięki możliwościom zarabiania na blogu, powstają również blogi, które w innym wypadku nigdy by nie powstały. Bo jak wytłumaczyć blog istniejący tydzień, czy dwa i prośba o porady, jak nawiązać współprace z firmami? Dostaję takich „kwiatków” mnóstwo. Ja mam to szczęście, że mój blog jest moją pasją, sprawia mi mnóstwo frajdy i pewnie dzięki temu, został przez współpracujące ze mną firmy zauważony. Wciąż powtarzam, że prawda się zawsze obroni:)
Odkąd pamiętam, chciałam mieć dużo dzieci. Już jako nastolatka powtarzałam to, ku przerażeniu mojej mamy:)Nie będę udawała i nie napiszę, że jest łatwo. Bo łatwo nie jest. Jest cała masa obowiązków, codziennie sterta prania o którym wspomniałaś :), zapewnienie dzieciom odpowiednich warunków, to niekończąca się praca. I całe mnóstwo wyrzeczeń. Gdy dzieci chorują, mam szpital domowy. Nie sypiam, czuwam i chodzę od jednego do drugiego, oklepując i nosząc na zmianę. To może przerazić kogoś, kto ma tylko jedno dziecko, a już na pewno przerazi tego, kto nie ma dzieci wcale:) Tylko, że dla kogoś takiego jak ja, to wszystko schodzi na plan drugi. Te noce nieprzespane (od prawie 7 lat nie przespałam ani jednej w całości), te rezygnacje z corocznych, wakacyjnych wojaży (bo mnie zwyczajnie na nie nie stać, przy takiej gromadce), ta kawa wypijana zawsze w biegu i najczęściej na zimno, czy tęsknota za książką przeczytaną w spokoju… Ja dziećmi żyję. Odnajduję się w chaosie, kocham ten gwar, ubóstwiam całusowe ataki z każdej strony. Jestem wielomatką, spełniłam marzenia. Jak mogłabym więc narzekać? Dla mnie posiadanie piątki dzieci nie oznacza pięć razy więcej obowiązków. Dla mnie to pięciokrotnie pomnożone szczęście. To niewyobrażalna miłość, choć faktycznie znaczona licznymi śladami paluszków na wszystkim dookoła:)I choć jak każda mama w ciężyszych chwilach, mam ochotę trzasnąć drzwiami i poszukać spokoju z dala od krzyku kłócących się dzieci, to są One najlepszym, co mnie w życiu spotkało. To mój największy sukces. Zawsze tak zostanie.
Nic mi o tym nie wiadomo:)Jeśli pytasz o to, czy opłaca się pod względem finansowym mieć dużą rodzinę, to odpowiem: absolutnie się nie opłaca. Duża rodzina, to niestety duże koszty. O karcie dużej rodziny coś tam słyszałam, a teraz na pewno zgłębię temat – dziękuję
Najstarszy mój syn (moja duma zresztą:) ma 17 lat. To dorosły facet prawie! Jest fantastycznym chłopakiem i życzę sobie, by maluchy wyrosły tak samo cudnie. Jest prawdziwym przykładem dla młodszego rodzeństwa, kocha je bezgranicznie i wspaniale się nimi zajmuje. Najmłodsza Gaja ( 2 latka) jest do Niego bardzo podobna i co najśmieszniejsze, właśnie do Niego lgnie najbardziej:)Mają takie same, łagodne usposobienia. Czuję jakbym cofnęła się w czasie, bo Lubomir był identycznym maluszkiem jak Gaja. Te same upodobania, zachowania, a nawet zabawy:)Młodsi chłopcy mają 5 i 7 lat. To wulkany energii, głośni i radośni. Nie usiedzą w miejscu. Antek jest starszy, więc często młodszego Frania wpuszcza w przysłowiowe maliny, wkręca Go niemiłosiernie, mając ubaw po pachy, za to Franio pokonuje brata sprytem i pomysłowością. To taka pchełka, która wszędzie wejdzie i każdą przeszkodę na drodze pokona. 3 letnia Anielka to łobuz w ciele uroczej dziewczynki. Nie ustępuje braciom, niczego się nie boi, jest śmiała i absolutnie komiczna – z jednej strony uwielbia się stroić i przeglądać w lustrze, a z drugiej biega jak chłopak, srzela z zabawkowego karabinu i rozstawia rodzeństwo po kątach:)
Tak, nie pracuję poza domem:)Tak jak wspomniałam na wstępie, blog oprócz wspaniałej pamiątki, również na siebie zarabia. Najczęściej propozycje wspólpracy przychodzą do mnie drogą mailową. Piszą same firmy, lub agencje przez firmy wynajęte. Przedstawiają temat współpracy, czasem proszą o mój punkt widzenia, i co najważniejsze dają wolną rękę, jeśli chodzi o formę wpisu/reklamy. Nie wyobrażam sobie, bym musiała napisać coś pod dyktando. Kompletnie się do tego nie nadaję:)Pamiętam swoją pierwszą współpracę, barterową. Nie wstydzę się jej kompletnie (choć barter jest różnie odbierany), bo ta współpraca jakby nie było, otworzyła mi drzwi na kolejne. Propozycji współpracy jest wiele, ale jak zapewne wiesz, tylko część pojawia się na blogu. Po pierwsze warunki wspópracy muszą pasować obu stronom, a także produkt reklamowany musi być produktem, który absolutnie jestem skłonna polecić. Tzn takim, którego sama używam. Nie zareklamowałabym czegoś, z czym się nie zgadzam, lub czemu nie dowierzam – bo jak pisałam, szanuję swój blog, a przede wszystkim szanuję czytelników, którzy jak by nie było, są nieoderwalną częścią bloga. Współpracuję z kilkoma innymi projektami, dla których piszę teksty, czy redaguję już obecne. Dzięki tym działaniom mogę być mamą udomowioną:)
Mam radę tylko jedną. Piszcie, jeśli to sprawia Wam przyjemność. Nie róbcie tego, nie czując pisania, z myślą o zbiciu fortuny. Bo to się raczej nie uda. Tylko coś tworzone z pasją i oddaniem ma szanse powodzenia. Ludzie mają głowy na karku i nie uwierzą Wam, jeśli Wy sami sobie wierzyć nie będziecie. Owszem zarabianie na blogu jest możliwe, ba! na pewno daje satysfakcję, ale najpierw musi obronić się treść bloga. Albo piękne fotografie. Lubicie pisać? wspaniale! załóżcie bloga, pozwólcie mu się pięknie rozwijać, a zarówno czytelnicy, jak i chętne do współpracy firmy, wkrótce Was odnajdą. Poradziłam z serducha, ale czy się zgadzać musicie? a skąd!:)
Zapraszamy na bloga Marty : www.tosinkowo.blogspot.com , a jej samej życzymy jeszcze wielu sukcesów, zarówno na drodze zawodowej, jak i prywatnej;)
bardzo dziękuję za przemiłą rozmowę :*
bardzo fajny wywiad