Strona Główna » Blogostrefa » Akcja szlachetna paczka – nasza historia

Akcja szlachetna paczka – nasza historia

Akcja szlachetna paczka, jak każda inna tego typu akcja, budzi sporo kontrowersji. Pomysł niby piękny i szlachetny, ale gdzieś po drodze pojawiają się zgrzyty. Bo wolontariusze na pewno kradną, potrzeby rodzin zbyt wygórowane, a dochody zaniżone. I choć nie wiem jakie doświadczenia mają ludzie negujący akcje, mogę Wam opowiedzieć o swoich. O trójce dzieci i rodzicach, którzy robią co mogą byleby zapewnić im to niezbędne minimum.

W tym roku po raz pierwszy zdecydowaliśmy się wziąć udział w szlachetnej paczce. I na wstępie mogę powiedzieć jedno: gdybym swoim stałym zwyczajem, najpierw wpisała w google: ‚szlachetna paczka opinie’, albo bym zrezygnowała, albo podeszła do akcji z mniejszym zaangażowaniem. Cieszę się jednak, że tego nie zrobiłam. Cieszę się, że (chyba) nie zrobił tego nikt z kilkudziesięciu osób zaangażowanych w tworzenie paczki. Zamiast tego działaliśmy z ogromnym entuzjazmem, ciesząc się z każdej osoby, która zdecydowała się dorzucić 5 zł, czekoladę czy opakowanie żelu pod prysznic.

‚Nasza rodzina’ składa się z 5 osób. Rodzice wychowywali się w domu dziecka, mają trójkę chłopców. Oboje pracują, a ich łączny dochód to nieco ponad 2 tysiące złotych. Odliczmy utrzymanie domu (spadek po adopcyjnych rodzicach), dojazd do szkoły i pracy ( codziennie ponad 20 km w jedną stronę). A dzieciom trzeba dać jeść, ubrać, kupić przybory szkolne, lekarstwa gdy któreś zachoruje. Potrzeby rodziny? Ciepłe ubrania, buty na zimę, jedzenie, środki czystości. Wolontariusz który przeprowadza w rodzinie ankietę, pyta każdego o jego świąteczne marzenie (które darczyńca może spełnić). Kobieta marzy o albumie na zdjęcia, jej mąż o zestawie do golenia, dzieci o zabawkach, najstarszy z chłopców o bluzie z kapturem.

Potrzeby wydają się skromne, ale po szybkiej kalkulacji okazuje się, że przeciętna rodzina, nie jest w stanie spełnić wszystkich tych potrzeb i marzeń. Nieśmiało prosimy znajomych o pomoc i dopiero wtedy odczuwamy prawdziwą MOC szlachetnej paczki. Na forach wielu ludzi narzeka, że potrzeby są zbyt wielkie, by zwykła rodzina mogła sobie pozwolić na stworzenie takiej paczki. Ale przecież nikt nie każe nam jej robić samemu. W tej akcji chodzi właśnie o to, by zaangażować jak najwięcej osób, każda z nich daje od siebie niewiele, w ramach własnych możliwości, a jednak wielkość paczki rośnie. Do tego stopnia, że na miejsce musimy jechać dwoma samochodami. Co nie znaczy, że po drodze nie napotykamy na opór. Są ludzie, którzy nie wierzą w akcje, w uczciwość wolontariuszy, a nawet w to, że rodzina jest naprawdę potrzebująca.

W trakcie organizacji, utrzymujemy stały kontakt z wolontariuszką, która opiekuje się rodziną. Jest dużym wsparciem, mówi nam o tym, czego w ankiecie możemy nie wyczytać. Dopinguje mówiąc, że nie mamy przejmować się tym, że nie możemy spełnić któregoś z marzeń, czy tym, że rzeczy będą używane, niemarkowe. Jeszcze bardziej przybliża nam obraz rodziny, opowiada o chudziutkim czterolatku, którego marzeniem były klocki lego (o nie! Drogie, markowe!). Obiecał jej, że będzie więcej jadł, byleby Mikołaj spełnił jego marzenie.

Są ludzie, którzy negują akcje, bo nie potrafią zrozumieć tego, że dziecko marzy o markowych klockach, lalce barbie czy drogiej bluzie. Wolontariusze pytają dzieci o marzenia, a dzieci marzą o tym, co widzą w TV, o tym co widzą u innych dzieci. Nie miejmy pretensji do dzieci o to, że marzą o tym, czym na co dzień bawią się ich koledzy z przedszkola czy szkoły.

Przychodzi ten dzień, gdy musimy zapakować zebrane dary ( jest tego naprawdę mnóstwo) w dwa samochody ( w tym jeden całkiem spory). Na miejsce jedziemy obładowani do granic możliwości i zestresowani, bo znajdujemy się w na tyle wyjątkowej sytuacji, że nie zostawiamy paczek w magazynie, a zawozimy je na miejsce osobiście. W magazynie szlachetnej paczki, czekają na nas wolontariusze, kawa i herbata. Zostajemy ciepło przyjęci, wypełniamy dokumenty (protokół z przyjęcia paczek: ilość, wartość, ilość osób pomagających, to raczej formalność w naszym przypadku, ale pewnie chodzi tu o to, by po drodze, na magazynie nic się nie zawieruszyło), dostajemy certyfikaty i wielką czekoladę. Zabieramy na pokład naszą wolontariuszkę i udajemy się w drogę.

Mamy okazję na własne oczy przekonać się jaką trasę pokonuje nasza rodzina codziennie w drodze do szkoły i pracy. Najpierw ciemne drogi wśród pól i lasów, a później już tylko las. A w środku lasu… skromny dom i cała rodzina czekająca na nas w oknie. Przyznajemy się, że zżerała nas trema. Baliśmy się co zastaniemy na miejscu, czy nasze wyobrażenia będą odpowiadały realiom. Czy nasz wysiłek zostanie choć trochę doceniony, czy nasza rodzina nie poczuje się niczym urażona?

I wiecie co? Ta niepewność zniknęła zaraz po wejściu do domu. Gdzie choć bardzo biednie, to jednak przyjaźnie. Widać, że rodzice włożyli mnóstwo wysiłku w to, by ten stary, wymagający remontu dom, zapewnił ich dzieciom komfortowe warunki. Skromnie, ale bardzo czysto, schludnie. Nie ma tu papierosów. Dzieci są bardzo onieśmielone, ale w ich oczach widzimy iskierki. Wnoszenie kartonów i pudełek wydaje się nie mieć końca, a pani domu nie może uwierzyć, że to wszystko dla nich. W oczach pojawiają się łzy, nie tylko u niej, u nas też, bo czujemy się tym onieśmieleni. Zaczyna się rozpakowywanie paczek z prezentami. Tego ciepła na sercu, nie da się z niczym porównać. Szczera radość, z każdej nawet najmniejszej rzeczy. Czterolatek, który cały czas krąży wokół sześciopaku Kubusia, bo nie może uwierzyć, że ma tyle swojego ukochanego soczku! Matka, która cieszyła się z każdej rzeczy, zarówno dla siebie, jak i dla dziecka. Nieważne czy ubranka były modne, czy nowe czy używane. Ważne, że były zadbane (tego pilnowaliśmy bardzo skrupulatnie, bo wstyd byłoby nam podarować tej rodzinie rzeczy brudne czy zniszczone). Nie widzieliśmy nigdy nikogo kto tak cieszyłby się na widok konserw, ryżu, makaronów. Spędziliśmy tam ponad godzinę, bo każda, nawet najdrobniejsza rzecz musiała być dotknięta, rozpakowana, każda rzecz spotkała się z wielką wdzięcznością i radością. Na koniec wielkie podziękowania z łzami w oczach. Do domu wracaliśmy szczęśliwsi, zmotywowani do działania i pewni tego, że za rok to powtórzymy.

I jeśli to nie była potrzebująca rodzina, jeśli ta wdzięczność była udawana, to powinni dostać Oskara. Wszyscy. Za wspaniałą grę aktorską, mistrzostwo charakteryzacji i dekoracji.

Wiem, że wielu ludzi ma złe doświadczenia z pomaganiem innym. Wiem, że zdarzają się sytuacje, gdy wolontariusze nie do końca są w stanie zweryfikować sytuacje rodziny. Wiem, że niektórzy wykorzystują tego typu akcje, a ich sposób na życie to kolejne dziecko i zasiłek. Ale dla mnie to wciąż nie powód, by skreślać za jednym zamachem wszystkich. To ja wybieram, której rodzinie pomagam. Wczytuje się w potrzeby, ich historie, kontaktuje się z wolontariuszem czy liderem rejonu. Mogę też poszukać rodziny, która zgadza się na kontakt osobisty.

Nie wyciągajmy pochopnie wniosków, nie skreślajmy rodziny tylko dlatego, że dziecko marzy o koszulce z idolem czy markowej lalce. To nie prawda, że naprawdę biedne dziecko marzyłoby o czymś bardziej przyziemnym. Biedne dziecko to wciąż dziecko, które z pewnych rzeczy nie musi sobie zdawać sprawy. Akcja szlachetna paczka to piękna inicjatywa, pomimo tego, że niektórych skłania do nadużyć czy oszustw. Tak zawsze było i będzie. Nikt Was nie zmusi do pomocy, ale uwierzcie, warto pomagać, bo to działa w dwie strony. Niesiecie pomoc, a otrzymujecie w zamian wielką satysfakcję i siłę. Warto!

Autor: mamnatosposob
Tagi

Komentarze 10 komentarzy

  1. Piekom napisał(a):

    Bardzo pięknie napisany artykuł . Szczerze się wzruszyłem 🙂

  2. Wera napisał(a):

    Po przeczytaniu tego pięknego tekstu pragnę jedynie zapytac: jak jeszcze pomóc? bardzo bym chciała chociaż w małym stopniu się udzielić…
    A na pewno w przyszłym roku zrobię wszystko, by osobiście uczestniczyć i obdarowywać w tak wspaniałej akcji!

    Wesołych Świąt!

  3. Ewa napisał(a):

    Piękna historia. A hejterzy zawsze maja najwięcej do powiedzenia, Owsiak tez podobno kradnie, a ile dobrego przynosi co roku jego akcja?

  4. miłośniczka napisał(a):

    wow! szacun to jest sliczne. Ja kupiłam na gwiazdkę synkowi modele do sklejania samolotu odrzutowego i wykorzystam motyw lego. zmyli go to zapewne:)

  5. mam mieszane uczucia napisał(a):

    …moja rodzina znalazła się chwilowo w trudnej sytuacji, zostaliśmy zgłoszeni do szlachetnej,zakwalifikowani,wychowujemy czworo dzieci,dwoje z nich jest niepełnosprawnych.
    Trójka dzieci w podstawówce i najmłodsze roczne.
    Prosilismy o niewiele,środki higieny i czystości,bieliznę dla dzieci,art szkolne,ubranka dla najmłodszego synka i kombinezon na zimę…
    Dostał średni syn znoszone ubrania(o to nie prosil8smy) karton slodyczy(które niestety może jeść tylko średni syn)
    najmłodszy dostał za mała paczkę pieluch,nie byli ani radości ani magii w moim odczuciu.
    Dwójka dzieci niepełnosprawnych dostała po reczniku-a to nie była potrzeba😕 byli bardzo rozczarowani… partner dostał kurtkę i trzy zestawy kosmetykow-o niczym takim nie było mowy,prośby,zamiast tego naprawdę były bardziej potrzebne rzeczy😕
    naprawdę,zamiast wkladac „co mi zbedne” trzeba czasem się skupić na potrzebach rodziny,na tym chyba polega magia SzP. Przecież można dać używane,ale w stanie nadającym sie-lub nie dawać wcale-jak nikt nie prosił o to😕
    Nasza 6os.rodzina bardziej potrzebowała butów na zimę niż 2 kartonów znoszonej odziezy-dla jednego dziecka.
    Nikt nie pomyślał jak poczują się pozostałe dzieci.

    • Beata napisał(a):

      Moja rodzina pare lat temu w podobnej akcji otrzymala 9 kartonow z czego 6 musialam wyniesc na smieci…stare potargane ,stare zabawki,przeterminowane jedzenie…moje dzieci plakaly ze dostaly stare czekolady i zepsute zabawki…to byly ich najgorsze swieta…sama mialam lzy w oczach ze nas tak potraktowali…nie wierze w tego typu akcje…juz nie wierze…

  6. Inga napisał(a):

    Szkoła chciała zgłosić do tej akcji moją przyjaciółkę. Jej zdziwienie nie miało końca. Wzruszyła się bardzo, bo to dziewczyna, która wiele w życiu przeszła, jej rodzice nie żyją już prawie 20 lat, sama wychowywała o 10 lat młodszego brata. Teraz ma rodzinę, męża i dwójkę dzieci. Jest szczęśliwa. Cała rodzina zdrowa, brat nadal mieszka z nimi, ona, jej mąż i brat pracują. zaczęli budować dom- stary dom ma ponad 100 lat, rozsypuje się. nikt im nie pomaga, sami jakoś sobie radzą – trochę pieniędzy pożyczył wujek, sprzedali kawałek pola. Na razie udało im się wybudować dom bez kredytu bo boją się ładować w kredyt. Powód- prosty: bo gdyby tak coś się stało, jednego z nich zabrakło… I wiecie co – ta dziewczyna z mężem nie poczuli się urażeni czy coś, że ktoś ich zgłosił do takiego programu, było im miło z tego tytułu, ona się popłakała, że ktoś o nich pomyślał. Jednak było im głupio przyjąć pomoc, bo uważają, że są w Polsce biedniejsi ludzie,np chorzy, albo mieszkają w rejonie gdzie nie ma pracy, albo są niezaradni życiowo, albo mają niepełnosprawne dziecko etc. może to ktoś nazwać naiwnością, ale ja uważam, że to po prostu uczciwość.

    • King Henry Happy napisał(a):

      Zgadzam się z Tobą. Ale jeśli czyta się o takich typu akcjach wie się, że zawsze zdarzy się nieuczciwa rodzina lub wolontariusz. Prawdziwe rodziny, które tej pomocy potrzebują o nią nie poproszą. Dlaczego? Zwyczajnie im wstyd! Nie tego, że nie mają co jeść, w co się ubrać lecz zwyczajnie po ludzku wstyd im bo nie dają rady! Że sytuacja ich przerosła. Takie akcje są RAZ w roku, a te rodziny potrzebują pomocy czasem cały rok. Ale co gdy jedyny żywiciel choruje, umiera a ZUS odmawia prawa do renty bo petent ( petent NIE człowiek potrzebujący ) ma obie ręce i może pracować! To państwo jest chore z bogactwa, bo gdyby widziało najbiedniejszych to uczciwiej rozdawałoby pieniądze, a pieniądze NIE trafiałyby do alkoholików lecz do rodzin PRAWDZIWIE potrzebujących NIE tylko Naszej pomocy !!!

  7. xxxxx napisał(a):

    Nasza rodzina po opłaceniu rachunków ma 150 zł. na osobę.
    Szlachetna paczka wcale nie pomaga najbardziej potrzebującym.

  8. Sabina napisał(a):

    Moje spotkanie ze szlachetną paczką też jest nie miłe. W tym roku byłam darczyńcą i zorganizowałam paczkę z żywnością i środkami czystości plus kremy, perfumy, książki za 800 zł. Była to paczka dla jednej samotnej Pani. Jakie było moje zdziwienie jak okazało się że wolontariuszka obraziła się wręcz bo paczka była za mała i przestała się do nas odzywać. Dostaliśmy ifnormację że : Paczka była bardzo skromna! Że ideą szlachetnej paczki jest pomoc rodzinie na cały rok. Przejrzałam regulamin nie ma tam nic takiego. Czy 800 zł to skromna paczka? Zamiast pomocy czuję się jakbym zrobiła coś złego bo dałam za mało. Dostaliśmy byle jaki i lakoniczny mail z raportem przekazania paczki. Taki powinien dostać każdy darczyńca. Widać za 800 zł nie zasłużyliśmy na więcej niż lakonicznych kilka zdań. Miały być zdjęcia. Do dzisiaj nie ma ani porządnego raportu ani choćby jednego zdjęcia poświadczającego, że nasza paczka dotarła. Mam nadzieję, że dotarła w całości ale ogromny niesmak i żal pozostał .Szczególnie jestem zła na siebie, że z dobrego serca dałam się wmanipulować. Mogłam pomóc omijając wszelkie organizację. Nie twierdzę że idea szlachetnej paczki jest zła. Piękne założenie ale jak to mój syn powiedział. Coś nie pykło. Szkoda, że nie pykło za moje ciężko zarobione pieniądze. Czy nie pomagać przez tą akcję. Pomagać ale tylko jak kogoś stać na paczkę za ok 2800. Zostałam poinformowana, że takie były średnie paczki w tym roku i mieli takie zamieszanie bo inni przyswozili naprawdę wartościowe rzeczy. Moje nie były mimo, że kupowane zgodnie ze specyfikacją. Domagać się raportu zdjęciowego z przekazania paczki i nie dać sobie wejść wolontariuszom na głowę. Czy zrezygnuję z pomocy? Nie ale jak ktoś pisał z sensem i głową.Dodam, że w mojej paczce nie było nic starego za wyjątkiem żyrandola po konsultacji z wolontariuszką, która zapewniła, że potrzebny jakikolwiek byle działał. Nie był jakikolwiek dobry holenderski żyrandol. Mógł się nie spodobać odrzucono go. Resztę rzeczy było nowych zgodnych ze specyfikacją. Głowie żywność i środki higieniczne i czystości bo tak było napisane. Kompletowaliśmy żywność tak jakbyś robili to dla siebie, bo jeszcze niedawno my byliśmy w bardzo trudnej sytuacji i kompletowałam tak aby obdarowana osoba miała zapas na co najmniej 3 miesiące żywności i środków czystości. Znalazły się makarony, ryże, kasze, przyprawy, puszki ( bo o nich była mowa w specyfikacji) mleka, barszcz to już tak świąteczne, zupy, kabanosy, parówki, szynki, kiełbasa krakowaska (niektóre do zamrożenia), pierogi ( o te była prośba) słoiki z żywnością, oprócz tego ptasie mleczko wedla, czekolady delicje rodzynki i kilka frykasów. Chemia płyn do mycia naczyń, domestos, płyn do podług, komplet gąbek, szampony kilka sztuk, żele pod prysznic kilka sztuk, mydła w płynie, balsam do ciała, proszek do prania, pasty do zębów i szczoteczka ( o nią była prośba) nowy mop (specyfikacja) z wiadrem dwoma kijami i zapasem końcówek. Spodnie dresowe nowe ( o to prośba) dwie pary ubrań. Mieliśmy też prośbę o kontakt do Pani ponieważ stwierdziliśmy, że wydawanie pieniędzy na ubrania jest bez sensu. Jak dobrać ubrania pani gdy mamy podany przedział 2 rozmiarów, nie znamy wzrostu itp. Mówiłam wolontariuszce że chcemy kontakt jest osoba która zakupi ubrania ale nie przypadkowe, jeśli nie będą dobre czy nie spodobają się będzie można zwrócić i wymienić. Kupowanie w ciemno jest co najmniej bez sensu. To samo z obuwiem. Daliśmy 2 pary butów ale nie jesteśmy pewni czy dobre. Noga nodze nie równa. Buty trzeba mierzyć. Takiego kontaktu nie otrzymaliśmy. Szkoda

Odpowiedz na „EwaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *